Novels2Search
Mordercza Hana
Rozdział I

Rozdział I

Stalingrad, listopad 1942.

Po południu.

Mróz pokrywający dziesiątki tysięcy trupów, spoczywających w ruinach Stalingradu. Nieustannie dokuczający wojskom niemieckim i rosyjskim, walczący często lufa w lufę czy rzadziej walcząc wręcz, czym wpadło w ręce. Przypaloną belką, saperką, czy cegłą.

Pułapki kończące się fiaskiem lub powodzeniem ze strony Niemców, wcześniej atakujących, teraz broniących Stalingradu. Krwawe, brutalne bitwy na bliskie starcie, bitwy nazwane - Rattenkrieg, wojna szczurów.

Hans - kierowca-mechanik, Wolf - radiooperator, Johann - dowódca i paru żołnierzy - Rudi, Stefan i Ulrich. Nieznani Niemieccy żołnierze, postrach wojsk wroga, szóstka znana pod pseudonimami "Krwawy Krzyż" czy “Nieśmiertelni”. Nazwy nie mijająca się z prawdą, wychodzący bez szwanku z każdej bitwy, przeżarci wojną, mordowali wszystkich wrogów na drodze. Ale nagle zniknęli ze swoim pojazdem. Zdezerterowali? Zginęli? Nikt nie wiedział.

Koniec końców ZSRR odniosło decydujące zwycięstwo.

Las, nieznana data.

Noc.

“Hans! Gdzie jesteśmy!?” wykrzyczał zdenerwowany Johann.

“Ich weiß nicht!" od krzyczał mu zdezorientowany Hans.

“Jak to nie wiesz?! Halt!" Poirytowany Johann odkrzyknął.

Wóz momentalnie stanął, zarzucając wszystkimi do przodu. Przekleństwa wypełniły wnętrze pojazdu.

“Idiot!" Wykrzyczał Ulrich.

Wszyscy wygramolili się z pojazdu. Znaleźli się w lesie, na ścieżce powoli zarastającej trawą. Światło księżyca rozświetlało okolicę i wycie wilków niosło się echem. Każdy wyekwipował się w pepeszę, wcześniej odebraną Rosjanom.

“Sheiße. Gdzie u licha jesteśmy?" zapytał Wolf, 23 letni o blond włosach i niebieskich oczach Niemiec. Jak cała reszta załogi, różniąca się tylko wiekiem.

Nikt nie odpowiedział, stali tak przez pięć minut, rozglądając się, ciszę przerwał dowódca.

“Na razie rozbijemy obóz." Wszyscy przytaknęli i zabrali się do zbierania drewna na opał.

Ognisko rozświetliło wszystko dookoła, woń zupy niosła się na kilometry. Cała szóstka siedziała z menażkami zajadając zupę, która rozgrzewała ich w tą lodowatą noc.

Nikt nie wiedział, gdzie są, nikt nie kojarzył takiego miejsca w Europie. I faktycznie tak jest, korony drzew wiszące 200 metrów nad ziemią, swoimi objęciami zakrywały niebo.

Johann rozkazał Wolfowi skontaktować się przez radio, lecz w odwecie usłyszeli zakłócenia. Wszyscy usiedli, Stefan wysunął swoją tezę o tym że są w innym świecie. On wręcz uwielbiał czytać przeróżne opowieści o tematyce fantastycznej. Zawsze przy piersi miał swoją ulubioną książkę opowiadającej o rycerzu, który przyrzekł królu, że odbije księżniczkę z rąk smoka.

“Nie pieprz głupot, Stefan." Z zażenowaniem parsknął Wolf.

Chwilę tak wszyscy siedzieli, dopijając resztki zupy. Kiedy muzyka świerszczy i dźwięk lekko dmuchającego wiatru, został stłumiony przez wycie wilków.

“Herren, przygotujcie się." Powiedział poważnie Johann, wszyscy już z obecnymi przy ramieniu pepeszami, rozglądali się ze spokojem.

Nie minęła długa chwila, kiedy pierwszy wilczur wyleciał z krzaków, ale szybka seria strzałów w łeb powaliła go na ziemię. Wielkie cielsko leżało na ziemi, dwa razy większe niż normalny wilk. Czy to utwierdziło ich w przekonaniu, że są w innym świecie? Otóż nie. Podejrzewali, że Ruscy stworzyli bestię w sekretnym laboratorium.

You could be reading stolen content. Head to the original site for the genuine story.

“Das Monster... ciekawe czym go nafaszerowali?" Zainteresowany zapytał Ulrich. 32 letni mężczyzna interesował się eksperymentowaniem na zwierzętach, ale czegoś takiego nigdy nie widział. Naturalne, bez żadnych defektów monstrum, ale jego zdumienie szybko zostało zabrane przez kolejny atak.

Po walce trwającej blisko 20 minut, ostatnia bestia leżała na ziemi, jej skowyt wypełniał teraz cichą pustkę po strzałach i smrodzie prochu wypełniającym powietrze. Rudi podszedł i strzelił z parabelki prosto w łeb dobijając ją.

Nazwa broni pochodzi od łacińskiego powiedzenia “sis vis pacem, para bellum", co znaczy jeśli chcesz pokoju, przygotuj wojnę. To też było motto przewodnie grupy 6 Niemców, każdy z nich posiadał takową broń z wygrawerowanym łacińskim napisem.

“Idiot! Byłby idealny do testów." Zdenerwowany i bliski płaczu wykrzyczał Ulrich. Po tych słowach Rudi tylko splunął.

“Aj aj. Nic się już nie stało i tak nie wiemy, gdzie jesteśmy". Odparł Wolf.

“Das recht. Prześpijmy się i jutro pojedziemy tą ścieżką". Rozkazał Johann, w końcu nikt nie mógł zakwestionować dowódcy, ale też i nikt nie chciał, to on wiele razy wyciągnął ich z głębokiego gówna. Wszyscy poszli spać, zmieniając się co jakiś czas na wartę dwuosobową.

Las, nieznana data.

Poranek.

Wszyscy już stali na nogach, dokańczając posiłek z twardych sucharów.

“Schlecht, szkoda, że nie ma nic lepszego”. Ze smutną twarzą rzekł Stefan.

“Nie narzekaj, ciesz się, że w ogóle masz co do buzi wsadzić”. Odparł Hans polerując broń. 29 letni mężczyzna, zafascynowany wszelkiego rodzaju bronią od pistoletów po armaty. Prościej uwielbiał wszystko co strzela, niszczy i rozrywa na kawałki. Był chodzącą encyklopedią.

‘“Rudi wszystko zrobione?” zapytał Johann.

“Natürlich”. Rudi, odzywał się tylko pytany i nigdy nie zaczynał dialogu, mówił zwięźle. Zawsze otoczony aurą tajemniczości. Nikt o nim nic nie wiedział, ale traktowali go jak brata. Wiadome było, że zamiłowanie do wojki ma jak oni.

Wszyscy wpakowali się do Hagomanu i wyruszyli. Wiedzieli, że jest za cicho, spokojnie jechać 15 minut i nie spotkać żadnego wroga, istny cud. Byli w gotowości z Rudim na przednim i Stefanem na tylnym karabinie maszynowym.

Jechali tak jeszcze 5 minut, kiedy wróg wyskoczył z krzaków w ilości 23 osób. 10 z przodu, 5 po bokach i 3 z tyłu. Cała 10 z przodu i 3 z tyłu została momentalnie rozstrzelana z karabinu. Z obu stron pojazdu zaczęli się już wspinać i wchodzić do środka napastnicy. Broń nic nie da na taką odległość, zaczęła się walka na pięści. Niemcy byli mniej doświadczeni w walce wręcz, więc zaczęli dostawać w dupę. Padły 2 strzały z przodu pojazdu i dwa ciała uderzające o podłogę.

“Was macht Ihr!? Rozstrzelać ich, zanim kolejni się w gramolą!” Wykrzyczał wkurzony Johann.

Reszta partyzantów tak jak przypuszczali niemcy, została powybijana do ostatniego. Wyszli z pojazdu, żeby sprawdzić czy ktoś mógł przeżyć. Padły 3 strzały w głowę do ledwo zipiących mężczyzn ubranych w potargane ubrania.

Uwagę Stefana przykuł błyszczący się element, zlany krwią. Podniósł go przetarł i… “Gold! Kapitan! Gold!” Stefan krzyczał jak opętany, skacząc tam i z powrotem. Johann wyszedł z pojazdu i podszedł do młodzieńca. Oczy dowódcy powiększyły się na ich widok, aż je przetarł z niedowierzaniem.

“Kto by się spodziewał, znaleźć złoto przy nieuzbrojonych nawet w pistolet partyzantów”. Odparł zdumiony Johann przegryzając monetę, aby sprawdzić jej autentyczność. “Sprawdźcie resztę.” Nakazał.

Ku ich zdziwieniu niektórzy mieli metalowe części: śrubki, zębatki czy blaczki. Zbierając monety, zastanawiali się na co im ten złom.

Po chwili mieli razem 7 złotych monet, 23 srebrne i 79 miedzianych. Rozległ się śmiech dowódcy.

“Haha! Wunderbar! Herren, będą solidne wakacje”. Reszta załogi zaczęła wiwatować i pogwizdywać na tą wieść. Pod przykrywką wakacji stały kobiety. Żaden z nich nie był żonaty, ale nikt nic nie wiedział o Rudim, który nie brał udziału w ich rozpustach. Krwawy krzyż nie dopuszczał się gwałtów, nie byli takimi zbrodniarzami, co dość ironicznie brzmiało z ich ust.

W szczęśliwej atmosferze wyruszyli w dalszą drogę.

Po 2 godzinach wyjechali z lasu na niekończące się stepy. Grali na harmonijce, palili papierosy, śpiewali, a srebrne i miedziane monety używali jako pieniądze do kart w pokera. Stukanie kufli wypełnionego piwem lało się litrami do gardeł, bowiem mieli ukrytą beczułkę niemieckiego piwa “Weizenbier”. Gdy już byli troszkę wstawieni, pojazd wypełniła piosenka “Panzerlied”.

Ob's stürmt oder schneit, ob die Sonne uns lacht,

der Tag glühend heiß oder finster die Nacht.

Bestaubt sind die Gesichter,

doch froh ist unser Sinn, ja, unser Sinn,

es braust unser Panzer im Sturmwind dahin.

Ich hulankę przerwał Hans, wykrzykując “Stadt!”. Wszyscy wyjrzeli z pojazdu. Na horyzoncie zaczęło ukazywać się miasto, ale po kilkunastu minutach jazdy zatrzymali się. Wyszli, gapiąc się w jego stronę.“Chyba miałeś rację, Stefan”. Powiedział szczypiący się Hans. Nikt więcej nic nie dodał, tylko przytaknęli. Albowiem zobaczyli ogromne miasto z murami wysokimi na 70 metrów i spuszczonymi flagami, nieznanego im kraju. Ale nie to utwierdziło ich w przekonaniu, że są w innym świecie, lecz wyspa lewitująca nad miastem z potężnym zamkiem.

Previous Chapter
Next Chapter